Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozmowę, dając do zrozumienia, że nowy strzelec w Morzelanach wcale nie jest takim srogim człowiekiem, jak o nim powszechnie głoszą.
— Dla dworu udawać musi, co jest gwałtownik, zły zbój, co on będzie w boru ludzie rozbijał... Niech sobie pan myśli, że ten strzelec jest taki! Ale strzelec — człowiek mądry... Aj waj, czy to jemu wesele, gonić i rozbijać ludzi po lesie! On chce żyć i drugim przy sobie żyć pozwoli... Po co on ma rozbijać, kiedy zarobić może?
Jednocześnie Icie napomykał, że gotów jest służyć za pośrednika w układach między Teterą a Sokolcem. „Zarobię na tem parę kopiejek: ja też żyć muszę?
Wytrawny złodziej leśny i chytry kłusownik, mrugając jednem ślepiem, uważnie wysłuchywał przedstawień żyda, gdyż myśl przymierza z Konstantym dosyć mu się zrazu podobała. Cóż kiedy przymierze ze strzelcem — podług słów Icia: „on żyć chce i drugim przy sobie żyć pozwoli“ — wychodziło na współkę, w której głównie pracujący musi się dzielić zarobkiem z uprzywilejowanym. „Nie, jeżeli kraść, to tylko dla siebie, niepodzielnie!“ Co większa, Tetera ściśle wyznawał zasadę: „Nigdy nikomu nie wierz, bo każdy ma na myśli tylko swój własny interes, a ciebie chce w pole wywieść!“ Któż wie, czy taki Konstanty, układający się przez żyda, nie knuje jakiej zdrady?