Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu się trząść zaczęły. Szczęśliwy zając, który był pod lufą właśnie w tej chwili, kiedy szafarzowi ręka drgnęła! Tetera, szlachcic zagonowy, znany kłusownik, oko tuza potrafi wystrzelić z karty; ale ma on piekło rodzinne w domu i gdy sobie zakłóci równowagę duchową, żaden strzał mu się nie uda. Szczęście zająca! Węglicki, charciarz zapalony, dostał z Morzelan smycz chartów wybornych; jednakże młode psy w złych rękach zależały pole i, choć dopędzą zająca, wziąć go nie umieją. Burek, pies księży, mieszaniec ogara i charta, ma węch znakomity, nogi doskonałe i pysk chwytny; pies ten jednak nie może korzystać z zalet swoich, gdyż mu u szyi zawieszono klocek z drzewa, aby nocami nie odbiegał domu. Jest także w kniei morzelańskiej lis szczwany, Kita, który chodzi i pełza tak cicho, że już lepiej nie można; kiedy jednak trafi przypadkiem na suchą gałązkę, na liść zeschły, spłoszy szelestem zająca.
Otóż, dobre i złe przypadki chodzą po ludziach i zwierzętach; ale mają one zawsze jakieś przyczyny zewnątrz. Życie zająca obraca się nieustannie około dwóch czynności: dobrze uciekać i tak się ukrywać, aby nie znaleźli tam, gdzie mają nadzieję znaleźć. Po skończonej zawziętej pogoni przyjemnie jest odetchnąć: „Żyję, uciekłem!“ Daleko przyjemniej jest jednak być niewidzialnym: chodzą, wokoło