Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w oprawie z rogu jeleniego, toporek, krócica, ładownica itd. Szafka z półkami i szuflada w stoliku — obie pod kluczem — były to magazyny narzędzi, przyborów myśliwskich. W pierwszej znajdowały się bardzo starannie oczyszczone różne żelaza używane do łowienia dzikich zwierząt: kapkany, żelaza karkowe, denkowe; w drugiej znowu — pudełeczka, słoiki, jakieś torebki, papierki z proszkami, a wszystko to zaopatrzone w napisy: nux vomica, radix violae odoratore, oleum cascarillae itd. Razem z tymi przyborami leżały w szufladzie różne recepty, przepisy, notatki, dotyczące wyrabiania prochu, kul, szrótu, — przysposabiania odwiatrów, obwłóczek i zanęt.
Każdy łatwo mógł powziąć przekonanie, że szafarz morzelański szeroko uprawiał niegdyś sztukę myśliwską.
Było około 9 — 10 przed północą, kiedy wszedł do tej swojej kotliny, zapalił lampę, wyjrzał oknem i bardzo starannie zamknął okienicę. Nim jeszsze zdjął czapkę, zbliżył się do framugi w ścianie i wziął z półki flaszkę, na której czytałeś napis „Tinctura valerianae“. Spojrzał wokoło wzrokiem bojaźliwym, ale tylko martwe oczy łbów i skór zwierzęcych spoglądały nań w milczeniu. Mocnem wstrząśnieniem zamącił płyn w flaszce i pociągnął łyk spory. Skrzywił się, mlasnął językiem, postawił flaszkę we framudze i zaczął raźnym krokiem chodzić