Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc mięta, krople Inoziemcowa, nie zaziębić się i krew czyścić?
— A swoją drogą — waleryana...
— Dobranoc!
— Dobranoc!
Teraz felczer zatarł ręce, usiadł z uśmiechem przy stoliku, odwrócił ćwiartkę papieru z aniołkami i mówił do siebie.
— A to ci piła ten stary mantyka! Tyfusu plamistego, epidemii potrzeba, ażeby go z domu wypędzić... Do rana gotów człowiekowi głowę zawracać.