Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XV.


Słowa szafarza wywarły piorunujący skutek na Malwę, któremu się teraz wydawało, że dziedzic, rządca, szafarz, kucharz, oskoczyli go i każdy po swojemu nań naciera: „Gdzie się podziały choice, dębczaki, grabina?“ „Coś zrobił z dubeltówką skarbową?“ „Dlaczego niema kuropatw, zajęcy?“ „Aha, to ty przystajesz z Teterą kłusownikiem i złodziejem!“ Słyszał te zarzuty, czuł winę, nie wiedział, co powiedzieć na swoje usprawiedliwienie. Milczał, ponieważ sumienie i strach przemawiały zbyt głośno. Był jak zając, przyparty w kniei przez ogary i strzelców, a tu niema żadnej dziury, aby się ukryć, wymknąć. Nieustannie brzmiało mu w uszach: „Malwo, ty grzeszniku zatwardziały, złodzieju!“ Jutro będzie szedł przez wieś, a za nim pogonią dzieci z okrzykiem: „Mysi król, złodziej!“ Gospodarze, gospodynie palcami go oto wytykają, mówiąc: