Przejdź do zawartości

Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.


Zima! Święty Marcin przyjechał na białym podjezdku! Oj, będą ludzie korzystali z ponowy!
Jakby na wesele albo — imieniny, zjechali panowie z miasta do Morzelan na zabijanie zajęcy. Malwa urządza im polowanie i tak opowiada:
„Jeden z nich — doktór, drugi ponoś książki pisuje, trzeci — jakiś tam nad kolejami żelaznemi, czwarty nie wiem, co za jeden, jeno przez okulary strzela, podług miastowej mody. Strzelby mają śliczności: dać to innym do rąk, narobiliby szkody w bożej oborze... Jasiek Tetera, sam jeden, zakasowałby ich wszystkich. Z samego dworu rozkaz przyszedł: „Malwa będziesz prowadził polowanie!“ Za głupiego człowieka mnie mają, a kiedy przyjdzie robić zakłady z ogarami, to mądrego niema i głupi Malwa musi“.