Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewczyna opowiedziała, że warszawski czarny pies kury z domu w bór wynosi, że Olfąs jeszcze nie wrócił, że ona musi Kasztana poić, czyścić, karmić, że mamusia przy takiej robocie około zabitego wieprzka ma tyle utrapień, a tu w domu niema żadnej sprawiedliwości.
Pan Benedykt usiadł teraz w ganku, oparł oba łokcie na poręczy ławy, wyciągnął przed siebie grube, jak kłody, nogi w długich butach i myślał o czemś, chrząkając co chwila.
Nareszcie wstał, poszedł do swojej izby, nalał sobie lampkę piołunówki, wypił, zdjął z nad łóżka róg myśliwski, wyszedł z nim na ganek i zaczął trąbić potężnie. Głos rogu poleciał w bór, rozlegając się echem. Starszy Ochota zawsze tak trąbił, ile razy chciał zwołać borowych czyli strażników leśnych, aby im ogłosić jakąś wolę swoją, i pierwszy z nich, który posłyszał trąbienie, miał obowiązek na swoim własnym rogu zkolei otrębywać hasło dalej. Patem schodzili się wszyscy na Zbójeckiej i odbierali rozkazy. Skończywszy tę czynność, leśniczy przez jakiś czas nasłuchiwał w kierunku boru. Wkrótce też bliżej i dalej dały się słyszeć odpowiedzi na rogach, co było znakiem, że służba leśna znajduje się na stanowiskach i słyszy wezwanie swego zwierzchnika.
Sarmata znowu usiadł, oczekując zapewne na rosół z kurzyny, a może i na przybycie borowych. Wtem z izby gospodyni wyszła na ganek jakby procesja: na czele postępowała Ajnemerowa z surową, ale i pełną godności fizjognomją; druga z rzędu, — Polusia, miała twarz czerwoną jak burak, a na twarzy jakby desenie na marmurze, brudne esy floresy od łez rozmazanych; nareszcie — Wiktusia, nieuczesana, nieumyta i z palcami w ustach.
— Dziękuję jegomości za osiemnaście lat służ-