Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wały powyżej opisane wypadki, przebywała tam podówczas także hrabina z Mączyna i syn jej, Miecio. Matka — rozumie się — unikała burzliwego zbiegowiska, usuwała się od ścisku ludzi przed klatką z wyżłem; zato syn brał czynny udział w wypadkach. Jak tylko zrozumiał, o co chodzi, rzucił się odrazu z zapałem trzynastoletniego młodzieńca na stronę Asowego stronnictwa, bił bez upamiętania huczne oklaski wyżłowi. Chcąc w dalszym ciągu jak najwyraźniej zaznaczyć swoje sympatje, Miecio wrzucił psu za kratę dwa wieńce obwarzanków i duży kawałek piernika. Była to chwila, w której doprowadzona do ostateczności Kąskiewiczowa wybuchnęła strasznym gniewem na męża, ponieważ ją „od wczoraj namawiał na te zwierzęta“. Ruchy, które wykonywała, miały w sobie coś tak groźnego, że pan majster położył uszy po sobie i drapnął ze stanowiska, ażeby go przypadkiem wobec ludzi nie spotkało to, czego na pewno mógł się spodziewać w ognisku rodzinnem i w cztery oczy. Inni ludzie zaczęli się też rozchodzić, gdyż pies, jako pies, nie zajmował ich bynajmniej. Nareszcie przed klatką pozostał jeden tylko Miecio, który teraz dopiero wchodził z Asem w poufalsze stosunki: wsuwał rękę za kratę, głaskał psa po łbie, po pysku, a pies jego rękę lizał. Wśród takich okoliczności zrodziło się w duszy chłopca pragnienie, dające się wyrazić temi słowy: — „Przecież mam prawo żądać jeszcze od mamy, aby się spełniło moje trzecie, ostatnie życzenie... Otóż, gorąco pragnę posiadać tego Asa“.
Istotnie, taki towarzysz na wakacje — prawdziwa rozkosz. Coprawda, w Mączynie były psy, ale jakieś poważne, powolne, bez temperamentu.
Hrabina, istna ofiara uczuć matki, obszedłszy po kilka razy wokoło ogród, zbliżyła się nareszcie do syna, zamyślonego przed klatką, i rzekła: