Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mieciu, czas na nas wracać do domu!
W odpowiedzi na to wezwanie Miecio przedstawił swoje trzecie życzenie; ona mu zaś odrzekła:
— Życzenie twoje, synu, jest niemożliwe do spełnienia, gdyż ogród Zoologiczny nie jest rynkiem na psy!...
Miecio spuścił teraz nos na kwintę i milczał; ale i hrabina wyglądała coś tak, jakgdyby ją trapiło niezaspokojone życzenie syna. Sumienie dobrej matki zdawało się jej czynić wyrzuty: „On zrobił wszystko, co do niego należało, uczył się dobrze, złożył egzaminy, promocję ma pewną — a ja?... Za to, że dotrzymał ojcu słowa, że przeniósł tyle trudów, kupiłam mu tylko kawy, kilka ciastek i przywiozłam go tu do zwierzyńca. Moja odmowa musi być dla niego bardzo przykra, żal mi chłopca! Właściwie mówiąc, nie wymaga on nic nadzwyczajnego, chce mieć psa. Każdy chłopiec lubi psy — rzecz wiadoma“.
Ona także lubiła konie i psy, a szczególniej też konie kare, psy czarne. As, pies piękny, rasowy i czarny bez odmiany, bardzo jej się podobał. „Dlaczegożby się nie miał bardzo podobać Mieciowi?“
Matka i syn, milcząc, znaleźli się przy bramie ogrodu Zoologicznego i tu hrabina niespodziewanie zwróciła się do odźwiernego z tem zapytaniem:
— Czy można w zwierzyńcu kupić jedno ze zwierząt?
— Oh, proszę pani, my, broń Boże, zwierząt nie sprzedajemy, my je tylko chowamy, żeby się państwo miało czemu przypatrywać! Zresztą — dodał, wahając się — ja sam dobrze nie wiem... Może powiedzą w kancelarji.
Miecio natychmiast spostrzegł, że jego papiery idą znowu wgórę, przeto wypogodził w okamgnieniu gorzko kwaśną fizjognomję, rozejrzał się jed-