Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyszydził, któryby mu opowiadał o jakichś innych celach więzienia zwierząt za żelaznemi kratami. Podobnie jak oprawca łowi psy i przetrzymuje je gdzieś tam, w Czarnym Dworze, tak samo inni oprawcy łowią tem bardziej szkodliwe lisy, kuny, wilki, lwy i inne.
„A jeśli takiemu popadnie w ręce zając, sarna, kuropatwa czy dziki gołąb, to też chwyci. Bo skoro się raz zbestwił na tamtych srogich dzikusach, nie przepuści już potem żadnemu niewiniątku... Niema się zaś czemu dziwić, że różne próżniaki i półgłówki chodzą to to oglądać. Cóż im tam zabraniać, skoro płacą?“
Na samym wstępie do ogrodu Zoologicznego stropił Franciszka widok murzyna; stary bowiem wziął go za małpę, która „uciekła z klatki i mogłaby wypłatać jakiego psikusa“. Rurkiewicz, chłop ogromny w fartuchu długim, z miotłą, osadzoną na potężnym drągu, powitał przyjaciela szczerem podaniem ręki, ale i z fizjognomją, zdającą się przemawiać: — „Bardzo mało mam czasu, żeby się tobą zajmować!“ — Spojrzał na worek, w którym się widocznie coś żywego ruszało, i spytał żartobliwie:
— Przyniosłeś nam lwa czy tygrysa?
— Ej nie!... Macie tu psa, ale takiego gałgana, że obstoi za trzy wilki!... Bestja — szkodnik skończony i koniecznieby go trzeba rozumu nauczyć!
Stary był pewny, że wymienione przezeń przymioty podnoszą stopień kwalifikacyj Asa do ogrodu Zoologicznego.
— No, a nie narobi on nam tu aby szkody, nie zeżre jakiego niedźwiedzia albo słonia? — mówił Błażej z żartobliwym uśmiechem, ukazując dwa rzędy silnych, zdrowych zębów, którychby mu wilki mogły pozazdrościć. Potem, widząc, że Franciszek aż się poci, ponieważ nie może utrzymać ła-