Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poluje w karnawale i w poście... Ale moja Morusieńko, koniecznie trzeba samej przeżyć wszystko, żeby potem mieć rozum. Oni wszyscy tacy!
Zabrzeskiej uderzyła krew do głowy, uczuła, że na krzesełku mało dla niej miejsca: złość, zawiść, obraza, upokorzenie, wstyd, zawód gorzki — wszystko to były uczucia, z któremi kobieta nie może się pomieścić na tak małej przestrzeni, jak krzesełko. Porwała się też z wielką nagłością, jakkolwiek jeszcze deszcz lał na dobre, i rzekła: — „Pójdźmy!“ — Ruch ten widocznie nie uszedł uwagi Asa, który się ciągle jeszcze z lubością pocierał o suknię spotkanej przyjaciółki, a teraz stanął przy swej prawej pani, chcąc jakoby zaznaczyć, że można na świecie mieć różne stosunki, jednakże ten domowy stosunek jest główny z wielu względów.
— A szkoda, że odchodzimy! — powiada Garlewska, klapiąc się po wodzie na „Patelni“. — Słyszałam, jak ci dwaj młodzieńcy, którzy obok nas stali, zaczęli właśnie rozmawiać o panu Albinie i tej pannie Wandzi... Toby ci się było przydało, Morusieńko.
Ale Zabrzeska nic nie odrzekła, pędziła pośpiesznie, tak, iż przyjaciółka z trudem za nią podążała. Jakoś szczęśliwie nawinęła się wreszcie dorożka. — „Wolna?“ — „Wo-olna!“ — Chciał i As wsiąść, cóż, kiedy go Morusieńka zepchnęła parasolką; musiał biec przed końmi, ze szczekaniem rwąc im się do pysków.
— Najprzód — na Sewerynów, potem — na Erywańską.
— Dwa kursa i po północy — rubelka panny dadzą? — pytał dorożkarz, nie ruszając z miejsca, dopóki nie usłyszał zapewnienia:
— Jedź!
Pani Konstancja wysiadła na Sewerynowie,