Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Morusieńka spojrzała w kierunku dwóch nieznajomych i tylko przypadkiem spotkała się ze wzrokiem tej, która była piękniejsza. Szybko odwróciła głowę i cichym głosem odrzekła towarzyszce.
— Ta wspaniała blondynka istotnie groźnie wygląda, jako nieprzyjaciółka...
Powiedziawszy to, Zabrzeska uczuła w sobie jakąś nieprzepartą chęć czy ciekawość, aby się lepiej przyjrzeć owej niebezpiecznej piękności, i znowu zwróciła ku niej oczy. Właśnie teraz As zbliżył się do tej kobiety, przystanął, coś jakgdyby węszył, potem skoczył radośnie, oparł się na niej przedniemi łapami, szczeknął parę razy uszczęśliwiony, co zwykle czynił, gdy spotkał poufałego przyjaciela-człowieka, łasił się, radował bez miary i końca.
— O As, As, mój dobry piesek!... Co ty tu robisz? — mówiła piękna kobieta, usiłując powstrzymać wybuchy psiej radości, a jednocześnie znowu potoczyła okiem po zgromadzonych, jakgdyby szukała kogoś jeszcze.
Wszyscy z zajęciem przyglądali się temu widowisku, najgłówniej zaś Morusieńka, która nie mogła zrozumieć zrazu, skąd taka poufała znajomość Asa z nieznaną jej kobietą. Z niepokojem odwróciła głowę do Garlewskiej i rzekła:
— Kociu, czyś ty widziała?
— Ba, przyglądam się przecież z nadzwyczajną ciekawością!
— I cóż na to mówisz? — zapytała Zabrzeska głosem drżącym, a serce jej silnie biło i twarz zbladła.
— Da się to objaśnić, moja droga, bardzo łatwo! Przypomnij sobie tylko codzienne polowania swego męża — to jest właśnie zwierzyna... Ja ci zaraz mówiłam, że taki mąż, który codziennie