Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jako gość nas wszystkich obejdzie..
I ponsowy cały, spocony jak po pracy największej, oddał mi talerz z ukłonem.
Wziąłem talerz i zbliżyłem się do Babińskiego.
I teraz dopiero, gdy mi samemu mówić wypadło, zrozumiałem, jakiego wysiłku potrzebował mój poprzednik dla swych oracyi króciutkich; ręce moje trzęsły się, usta zamknęły zupełnie. Babiński zbladł, aż zbielał, i gdym podszedł do niego bliżej, surowa twarz jego zjawiła się przede mną nieruchoma, jak z marmuru wykuta, i gdyby nie to, że powieki załatały mu zawzięcie, myślałbym że to trup, nie zaś żywy człowiek stoi przede mną. Zbierał długo