Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyć to jescej z domu« — szewckie »Aaa!« zabrzmiało innym tonem, i Bartłomiej, przeprowadzony do światła, otrzymał fontaź, z którym »choć w zalicanki idź śmiało«. Bartłomiej chodził z fontaziem, jak gdyby kij połknął, ale za to gdy jeszcze i Babiński przypiął wykrochmalony kołnierzyk, a Horodelski wyciągnął jakąś odwieczną żakietkę, nad której plamami biedził się z pół godziny, zewnętrzny wygląd całej naszej kompanii harmonijnie licował z jej uroczystym wewnętrznym nastrojem. Całej, powtarzam, bo gdy wkrótce drzwi sąsiedniego pokoju otwarły się naoścież, zjawił się w nich Porankiewicz, również świątecznie przybrany: w długim wytartym surducie, i choć