Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tel, niegdyś jaśnie wielmożny, p. Feliks Babiński.
Jeżeli Horodelski był człowiekiem, stojącym na skraju przepaści, to Porankiewicz stoczył się już oddawna na samo dno takowej. Gdym wszedł, dłubał on coś około swego stolika, nazwę warsztatu noszącego. Blady, chudy i drobny, jeszcze drobniejszy wydawał się wskutek pochyłego trzymania się; chodził tak zgięty, że zapewne rzadki starzec przewyższał go w tym względzie.
— A wyprostujże się pan choć raz! — mawiałem mu nieraz.
— Chi, chi, chi! — śmiał się dobrodusznie Porankiewicz — ziemia, ziemia, kochany panie, wyprostuje już mnie chyba. Od dziesiątego roku życia przy warszta-