Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko nie obcas — mruknął pan Józef, wyjmując ostatni sztyft z zębów.
— A właśnie, może i obcas, jeżeli, rozumie się, nie rzucę tej ruiny przeklętej i nie wrócę znowu do dyaczka — odparł żywo Horodelski.
— A czy tu panu źle, czy co? — przekomarzał się pan Józef. — Warsztat chwała Bogu dobry, naczynia dosyć, a i pokojów, choć kotrydansa wywijaj.
Ale Horodelski nie słuchał i ciągnął dalej:
— Tak, bardzo być może, że rzucę to szewctwo moje, jeżeli tylko póki czas do dyaczka się nie przeniosę. Rzucę, bo szewc ten oto dowiódł mi czarno na białem, że psu na budę nie zdało