Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nakazował co do mnie? Nie — powiadają, nie nakazawoł.
— Coby się stało, rozumu nie nabiorę. Maryś, zwyczajnie baba głupia, to i rada, »a — powiada — rozlatałeś się, to i w domu ci niemiło, nijako«. No, ale jakem jej powiedział: stul gębę, Maryś, bo ci som stulę, — widzi baba, że nie kpiny, milcy.
— Tylo już na czwarty dzień nie wytrzymałem; przyodziałem się, idę do dwora. A choć bez te pół roku, to już bez meldunku wchód miałem do panowego pokoju i we dnie, i w nocy, poszedem do kuchni, żeby mu powiedzieli, że Maciej przyszed.
— Zawołał. Wchodzę, pokłoniłem się, a on prawdziwie jakiś nieswój: chodzi jak zwarzony,