Przejdź do zawartości

Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GUSTAW (uściska.)
Uścisnijmy się jeszcze, (patrząc na świécę) nim druga zagaśnie.
Pan Bóg do twojéj prośby przychylić się raczył.
Lecz już poźno, (patrzy na zegar) a długa do przebycia droga!
XIĄDZ.
Chociam mocno ciekawy słyszeć twe przygody,
Lecz teraz potrzebujesz spoczynku i wczasu.
Jutro....
GUSTAW.
Dziękuję, przyjąć nie mogę gospody,
Bo już mi na zapłatę nie staje zapasu.
XIĄDZ.
Jakto?
GUSTAW.
O! tak! przeklęci, którzy nic nie płacą!
Za wszystko trzeba płacić lub wzajemną pracą,
Albo wdzięczném uczuciem, datkiem jednéj łezki,
Za którą znowu ojciec odpłaci niebieski.
Ale ja przebłądziwszy te kraje pamiątek,
Gdzie tyle łez zabiéra każdy znany kątek,