Przejdź do zawartości

Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od takiéj broni niegdyś obalony
Pradziad Gedymin na szańcach Wielony.

„Wszystko gotowo; tajemnémi drogi,
Jutro, gdy Witołd w zaufaniu zbytniém,
Na Lidzie słabe zostawił załogi,
Wpadniem, podpalim, zabierzem i wytniem„

Rymwid niezwykłą rażony nowiną
Stał pełen dziwu nieprzytomny sobie;
Przegląda burzę, myśli o sposobie;
Skłócone myśli jedne w drugich giną.
Ale rzecz nagła, próżno zwlekać zdanie,
Z gniéwem i żalem zawoła: „O Panie,
Bogdajbym nigdy nie dożył téj pory!
Brat przeciw bratu ma podnosić dłonie!
Wczora wyszczerbił na Niemcach topory, (12)
Dziś ma je ostrzyć ku Niemców obronie?
Zła jest niezgoda, ale gorszą zgodą
Chcesz nas poiednać; raczéj ogień z wodą.

„Zdarza się wprawdzie, że sąsiad sąsiada,
S którym nieprzyjaźń toczył od lat wielu,