Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale revenons a nos moutons.
Zajęty przeżuwaniem różnych gorzkich refleksji, potrąciłem nareszcie o myśl, której spełnienie uznałem niejako za obowiązek sumienia. Potrzeba ostrzedz państwa Bąbalińskich, przeszło mi lotem błyskawicy przez głowę, żeby czasem lekkomyślnie nie zaplątali się zadaleko w podobny stosunek. Teraz jeszcze czas. Po ślubie rzecz będzie do nienaprawienia.
W jednej chwili zabrałem się do pisania listu, a wystosowałem go do samego pana Bąbalińskiego w następujący sposób:
„Wielce szanowny panie.
Zapewne zdziwisz się niesłychanie, odbierając list od człowieka, który ciężko zawinił względem ciebie i zechcesz uważać ten krok za niestosowny, jednak ja w sumieniu swojem czuję się obowiązany do niego wobec ważnych okoliczności, które mam wyjaśnić, a wyjaśniając usunąć zarazem grożące Jego domowi niebezpieczeństwo.
Z trudnością przychodzi mi pisać do szanownego pana w podobnem mojem położeniu, ale chcę, żeby ten list mój był rodzajem częściowej ekspiacji za moje winy.
Mam słuszne powody mniemać, że pan Santa Florez jest osobą bardzo podejrzaną, dowiedziałem się bowiem szczegółów, które rzucają brzydkie światło na tę osobistość. Dość będzie łaskawemu panu wspomnieć, że cały nasz pojedynek był tylko niegodną i niehonorową komedją, ukartowaną przez