Strona:Adam Asnyk - Panna Leokadja.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ni ochoty, zabijać pana Stożka, a tylko darować mu wspaniałomyślnie życie tanim kosztem, nie narażając swojego. Sprawa cała poszła jak najlepiej. Wybraliśmy romantyczną okolicę i równie romantyczny czas po północy i stoczyliśmy śmiertelną walkę przy księżycowem oświetleniu. Poczciwiec wystrzelił, a widząc mnie nietkniętego pomyślał: że nadeszła ostatnia godzina dla niego, wołał tylko na mnie bym strzelał prędzej, lecz ja uniesiony wrodzoną mi szlachetnością cały nabój prochu posłałem w powietrze. Ach znakomita farsa! jeszcze mi się śmiać chce, gdy sobie przypomnę! Wystaw sobie, że nasz Symplicjusz upierał się jeszcze potem, żeby mi drugi raz nabić kulą pistolet i musiałem dopiero łagodzić jego honorową drażliwość... Nareszcie padł mi w objęcia, wzruszony do żywego, ja sam miałem łzy w oczach od wstrzymywanego śmiechu a Kuryszkin mało nas wszystkich nie zdradził, nie mogąc się powstrzymać i wybuchając głośnym śmiechem... Szczęściem że szlachcic wziął to za objaw najwyższego wzruszenia i tembardziej uczuł się porwanym ku nam!
— Biedak!
— Coś mi nadto melancholizujesz i nie śmiejesz się nawet z tak zabawnych rzeczy jakie ci opowiadam, ale mniejsza o to ja kończę rzecz swoją. Naturalnie, że tym sposobem otrzymałem wszędzie plac boju. U państwa Bąbalińskich czekała mnie wysoce sentymentalna scena.