Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 3.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się już niecierpliwić, że syna nie było dotąd; sędzia mu ledwie obliczywszy dni, dowiódł, że niepodobieństwem było przybycie tak rychłe — choćby zaraz siadł na bryczkę, a dzień i noc jechał. Uspokoił się nieco Jazyga.... W miarę jednak jak czas upływał, znowu ta niecierpliwość się zwiększała i nabierała już podobieństwa do gniewu. Sędzia dosiadywał uparcie. Konie, ażeby nie objadały majora, cichaczem wyprawił do domu, kazawszy im przyjść po siebie za dwa dni — sam się nie ruszał. W istocie był tu potrzebny, bo jego przytomność nie dawała Jazydze zbyt się zagryzać myślami własnemi. Sędzia mu przeszkadzał gwałtem, gniewał go — ale — jak mówił — robił dywersyę.
Następnego dnia rano wstawszy, gdy nigdzie majora nie znalazł, u ludzi dopytując o niego, musiał za nim gonić aż pod kościołek, na cmentarz, i tu zastał go u grobu żony z głową w dłoniach — zapłakanego.... Jazyga miał tu ławkę, na któréj często przesiadywał.... Sędzia umieścił się w drugim jéj końcu, i czekał....
Gdy po długiém zamyśleniu Jazyga głowę podniósł i zobaczył siedzącego przyjaciela, wzruszyło go to — poszedł uściskać starego.
— Chodźmy do domu — lada chwila Robert przybyć powinien....