Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Twarze, po których spoglądał, wydawały mu się wszystkie napiętnowane niewolnictwem, subordynacyą, upokorzeniem. Z wyjątkiem kanonika i kwaśnej panny Hortensyi, zachowujących pewny pozór niezawisłości, wszystko to byli — poddani panny Ady. A wśród tych — poddanych glebae adscripti, major z oburzeniem w duszy widział syna swego, uśmiechniętego, wesołego, dźwigającego te dworactwa kajdany.... jakby mu one nie ciężyły. To go gniewało.... I myślał brwi marszcząc mimowolnie: Sacré nom!.... (oba oni z pułkownikiem z wojska francuzkiego to sacré powynosili) — nie mógłby u siebie zjeść krupniku i pójść swobodnie z wyżłem? trzeba mu tu tém zatrutém powietrzem oddychać. Tymczasem Robert, nad którego losem się tak ojciec użalał, twarz miał najszczęśliwszego z ludzi, usta mu się śmiały, obracał się swobodnie, był tu jak w domu!
Oczyma zdawał się tylko ojcu zadawać pytanie: — A co? nie miałżem słuszności chwalić się tą znajomością i tém towarzystwem?...
Z drugiéj strony pułkownik Brandys, z uwielbieniem będący dla dziedziczki, dla swéj dobrodziejki, — patrzał ukradkiem na majora, oczekując na to jak się nawróci, jak mu się czoło rozjaśni.... jak padnie na twarz przed bóztwem jego.
Gospodyni domu była w istocie ujmująca, a nadewszystko niezrównanéj zręczności i talentu w speł-