Strona:Ada sceny i charaktery z życia powszedniego. T. 1.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go go przedmiotu, natychmiast zagadywał o koniach, polowaniu i t. p.
Przeszło tak dosyć czasu, i ani się spostrzegli, gdy od koni przeszedłszy do dawnéj służby, do anegdot z Saskiego placu i Belwederu, przepaplali godzin parę. Obiad u panny Pretwiczówny jadano około drugiéj; pułkownik chodził do stołu do pałacu.... Zdawało mu się najnaturalniejszém w świecie zaprowadzić z sobą majora, zaprezentować go pani domu, jak to zwykle ze swémi gośćmi czynił, którzy od niéj byli mile widziani. W tém życiu wiejskiem każdy nowo przybywający, przynosił z sobą żywiół jakiś świeży do rozmowy, lub sam w sobie stawał się przedmiotem ciekawym i był pożądany. Pułkownik nie wspomniał nawet koledze o tém.... zdawało mu się to zupełnie w porządku.... Spójrzenie na zegarek przypomniało Brandysowi tę obiadową godzinę.
— Wiesz co! przerwał nagle — a możebyśmy, uprzedzając godzinę obiadu, poszli teraz do pałacu?
— Do pałacu! rzucając się odparł major: do pałacu? my! a to po co?
— A no — na obiad!
— Jak to! to ty nie jadasz u siebie w domu?
Brandys zamilkł zafrasowany.
— Zmiłuj się — jakże chcesz! po cobym miał dla siebie jednego kazać gotować? U nas to jest zwyczajem, że ktokolwiek przyjeżdża, idzie ze