Przejdź do zawartości

Strona:A. Lange - Zbrodnia.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzieć anonima, który się spóźnia ze swoją zemstą, i który mię zmusza do popełnienia zbrodni. Jutro — w piątek — o północy wypada moja służba; mam być w parze z Michałem.
Jedyna sposobność; jutro o godzinie trzeciej rano najpóźniej — Michał żyć nie będzie.
„Michał musi zginąć!“ te słowa świdrem utkwiły w całej mej istocie, i powtarzałem je sobie nieustannie tak, że już żadnej innej myśli nie miałem w mózgu.
— Michał musi zginąć!
Byłem wprost opętany tą myślą. Wyszedłem do swego pokoju, nie chciałem się widzieć z Michałem. Nie pokazałem się przy wieczerzy. Oddawałem się marzeniom o zabójstwie, a tak byłem przekonany o świętości zamierzonego czynu, że wzywałem błogosławieństwa Boga...
— Jutro, nim uderzy godzina trzecia po północy, Julja będzie wyzwolona.


Księżyc olbrzymią złotą tarczą płynął poprzez białe lekkie obłoczki, na czystym błękicie, śród migotu tysiąca srebrnych gwiazd. Było jasno, chłodnawo, świeżo; coś radosnego było w naturze. W śnieżnym oddechu lutego czu-