Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzecie ma twarz, ten, co się naraz ujrzy pierwsze drugie trzecie.
Ale nikt nie mógł odgadnąć tej niesłychanej enigmy.
— No, gadaj odrazu, Fulgienty, co to znaczy, bo tu nikt nie jest taki mądry.
— Otóż to — z dumą rzekł Trzon. — Więc wam powiem: Zły jest i siną ma twarz (z gniewu) ten, co się naraz ujrzy z łysiną.
— Brawo, brawo! — wołaliśmy wszyscy, a zwłaszcza Szymon, który był wielbicielem zagadek Fulgientego.
— Ale to nie wszystko. Jeszcze drugą wymyśliłem zagadkę. Masz tu jedenaście liter: a, a, a, c, e, k, n, s, s, w, z; ułóż z tego imię rzeki w Ameryce. Potym odrzuć jedną literę — i ułóż nazwę kwiatka. No, kto odpowie?
— Nikt. Sam odpowiadaj.
— Dobrze, otóż rzeka zowie się Saskaczewan, a jeżeli odrzucisz w — pozostanie dziesięć liter i z nich się zrobi Sasaneczka.
— Cudownie! — wołał doktór — że też panu, panie Fulgienty, przychodzą do głowy takie mądre historje!
— Ba, ba! — mówił ten jakby w tryumfie i pisał na papierze: Saskaczewan... skacze wan... (tu coś mruczał, jakby skacze wanda — zaśmiał się cichym kocim śmiechem)... kacze... czeka... czeka... wan... wanda... czeka wanda... (zamyślił się nagle). Cha, cha, cha! przypomniałem sobie, jaki nadzwyczajny rebus kiedyś ułożyłem... Opowiem wam o tym...