Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mocą dowodów niezaprzeczonych stwierdzili, że właśnie Trzon był u nich.
Istotnie, w mieszkaniu Sędziaka znaleziono kapelusz Fulgientego, jego laskę, porte-cigare, paczkę rozsypanych na ziemi biletów wizytowych z imieniem i nazwiskiem „Fulgienty Trzon“, nakoniec sztylet, tensam sztylet, który oskarżony wczoraj nam pokazywał. Dowody straszne i wprost druzgoczące.
Najsurowszym jednak corpus delicti przeciw naszemu poczciwemu partnerowi szachów i winta było parę słów, które ten napisał na ćwiartce papieru na biurku, w kancelarji Sędziaka, przyczym podpisał się i wyraźnie podał swój adres; słowa były dziwaczne i, rzecz szczególna! zrozumialsze dla nas, niż np. dla sędziego śledczego. Ostatecznie były to wprost pogróżki pod adresem ofiary. Ale znów stawało się niepojętym, jakim sposobem Trzon mógł pisać atramentem fijoletowym, gdy tu w całym domu był tylko atrament czarny, czerwony i zielony.
Ręka jednak bezwarunkowo zdradzała Trzona — i gdy sędzia zapytał oskarżonego, kto pisał te słowa? ten, pobladszy, rzekł jednak bez wahania: „Ja! Nie pamiętam, jak i kiedy, ale ja!“
I znów sędziemu wydało się szczególnym, w jakim celu Trzon sam się oskarżał, aleć ostatecznie różne bywają stany psychiczne zabójców. Również do fatalnych rezultatów doprowadziły badania daktyloskopijne: na szkle, na papierze, na biurku, na metalowych prętach łóżka nieboszczyka — wszędzie był ten dowód nieomylny: znaki palców Fulgientego.