Strona:A. Lange - W czwartym wymiarze.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach Boże! Toż takie same ręce ma Ostrobramska Madonna.
I w tejsamej chwili, kiedy to pomyślał — rytmicznie niemal w takt jego własnych słów brzmiący, usłyszał poza sobą głos, dźwięczny i melodyjny, a który był niby echem jego myśli.
— Ach Boże! Toż takie same ręce ma nasza Matka Boska Ostrobramska.
Osoba, która mówiła te słowa po polsku, śpiewając przytym z białoruska, dodała jeszcze:
— Nieprawdaż, mamo?
C’est bien vrai, Lénore — odrzekła towarzysząca jej starsza dama, przyglądając się obrazowi przez szkiełka na złotym łańcuszku.
Konrad się odwrócił. Przed obrazem stały dwie panie, obie ubrane czarno, w żałobie, starsza dama z młodą panną, osobą niezwykłej urody, a która w pierwszej chwili wydała się Konradowi podobną do anioła z tegoż obrazu. Głos jej miał w sobie, bądź jak bądź — jakąś melodję anielską.
Oczy miała szaro-niebieskie, jak jeziora witebskie, powłóczyste, zamyślone w sobie i zapatrzone w głębie.
Panna nie była starsza nad 22—23 lata: wybujała i wiotka, ale zbudowana mocno i sprężyście; biodra miała należycie uwydatnione, a piersi takie, jakie miałaby Wenus Anadjomene, nieco starsza niż ją rzeźbią zazwyczaj. Robiła wrażenie istoty bogatej zarówno cieleśnie jak i duchowo. Twarz była biała, spokojna, twarz marzycielki tkliwej i skłonnej do rozmyślań.