Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miejsce, kiedy dowiaduję się o niewierności żony i „z strasznymi gestami rozpaczy“ (tak stało w sztuce) krzyczę do niej: „O, przekleństwo! Za każdym razem, kiedy przypomnę o swej hańbie, — drżę z oburzenia!“ Gdy dojdzie do tego miejsca, — amatorki śmieją się, a reżyser krzyczy: „Pan się, jak manekin, trzyma! Pan widzi; — tu wskazówka: „gesty rozpaczy“. Niech pan patrzy na mnie. Oto tak potrzeba gestykulować!“
Nadszedł oczekiwany dzień przedstawienia. Przykro było. A główne — im bliżej podchodzi sztuka do fatalnego miejsca, tymbardziej czuję, że mnie zarznie. W końcu inspicjent wypycha mnie za plecy z po za kulis. Wylatuję momentalnie, przewracam oczyma, przypominam wskazówki reżysera i robię pierwszy gest rozpaczy. Lecz w tej chwili, ku przerażeniu swemu, czuję że zabójcze słowa zupełnie uleciały z mej pamięci. No, więc nie mogę sobie przypomnieć i — basta. Minęła minuta, być może, dwie — dla mnie ta groza ciągnęła się całe lata. Stoję, skamieniały, w rozpaczliwej pozie, i milczę, i nic nie słyszę, oprócz dzwonienia w uszach. W końcu z budki suflera dobiega do mnie: „O, przekleństwo, za każdym razem...“ Czynię ostatni, nieprawdopodobny wysiłek, chwytam się za włosy i dzikim głosem na cały teatr krzyczę: „O, przekleństwo! Za każdym razem, kiedy wspomnę o swoim trezorze, popiszczę z niezadowolenia!“. No, zrozumiała rzecz, z kółka mnie tegoż wieczora wypędzono z największym tryumfem, a przekręcone zdanie przemieniło się w aneg-