Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Organizacji złodziei, — powtórzył z zimną krwią gentelman w piaskowym garniturze: co zaś dotyczy się mnie, to koledzy uczynili mi wielki zaszczyt, wybierając mnie przedstawicielem delegacji.
— Bardzo... przyjemnie — rzekł przewodniczący niepewnie.
— Dziękuję panu. Wszyscy my siedmiu jesteśmy zwykli złodzieje, rozumie się, różnych specjalności. I oto organizacja dała nam pełnomocnictwo złożenia przed szanownem zebraniem panów, — gentelman znów złożył wytworny ukłon: naszej pokornej prośby o pomoc.
— Nie rozumiem, właściwie mówiąc, jaki stosunek..., — przewodniczący rozłożył ręce: lecz jednakże, proszę, niech pan mówi dalej.
— Sprawa, z którą mamy śmiałość i zaszczyt zwrócić się do was, czcigodni panowie, — sprawa bardzo jasna, bardzo prosta i bardzo krótka. Zajmie nie więcej nad sześć, siedem minut czasu, o czem uważam za obowiązek uprzedzić zawczasu z powodu spóźnionej pory i 37 stopni, jakie pokazuje Reamure w cieniu. — Mówca lekko zakasłał i popatrzał na wspaniały złoty zegarek: Widzicie panowie: w ostatnich czasach w gazetach miejscowych, w sprawozdaniach z żałosnych i straszliwych dni pogromu, dość często zaczęły pojawiać się wzmianki o tem, że w liczbie urządzających pogromy, podmówionych i najętych przez policję, w tych odmętach społeczeństwa, składających się z pijaków, bosiaków, sutenerów