Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nywała, — zawsze wkradł się w utwór jeden i ten sam odcień utajonej, milczącej tęsknoty...
„Interesującem i wzruszającem było patrzeć na stosunek Matwieja Kuźmicza do żony. Ten wielki, tłusty człowiek, pasujący z wieku raczej na jej ojca, postępował z nią zupełnie jak winne i kochające dziecko. Zdaje się, nie było ani jednego pragnienia, ani jednego kaprysu, którego by on natychmiast spełnił, gdyby tylko ten kaprys przyszedł do głowy Wiktorji. Lecz Wiktorja przyjmowała te jego czułe i pełne troskliwości zabiegi ze swoją zwykłą tęskną obojętnością, i tylko zrzadka, przy szczególnie natarczywych zapytaniach o zdrowie, między jej brwiami ukazywała się ledwie doszczegalna niecierpliwa zmarszczka. To wystarczało w zupełności do tego, ażeby Matwiej Kuźmicz momentalnie znikał z wystraszoną twarzą z pokoju.
Minęły dwa czy trzy tygodnie.
Niezwykłe uczucie jakiego doznałem przy pierwszem zaznajomieniu się z niemą panią domu, nie mijało. Przeciwnie, między mną a nią zawiązał się jakiś tajemniczy, nienormalny związek. Wystarczyło, ażeby choć przelotnie popatrzała na mnie z tyłu, i w tejże chwili czułem na sobie to jej spojrzenie i odwracałem się nie instynktownie, jak to bywa zwykle — lecz z zupełną pewnością, że to ona właśnie patrzy na mnie.My z nią nigdy o niczem nie mówiliśmy (czyż mało można było znaleźć sposobów dla wymiany myśli), lecz jeżeli czytałem cokolwiek głośno lub opowiadałem cośkolwiek, zawsze wiedziałem,