Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

orges? — ciągnęła dalej baronowa. — Czy pan słyszy, co mówię?
Sanin leniwie odwrócił ku niej głowę.
— Słyszę, słyszę... prześliczny bukiet?... Jestem bardzo zadowolony, że spodobał się pani...
— Ach, uwielbiam kwiaty!...
— Cóż może być piękniejszego?...
— I pan jakby zgadł mój gust: konwalje, fijołki i bez... Wszystkie mają taki deliktny, subtelny zapach. Betsy, ty kochasz kwiaty?
— O, tak, rozumie się — odpowiedziała Betsy, kołysząc się wolno w wielkim wolterowskim fotelu: lecz tylko mnie się więcej podobają odurzające, delikatne zapachy... Naprzykład, lubię kwiaty magnolji, kwiaty pomarańczowe... Pachną tak silnie, tak słodko, że budzi się we mnie pragnienie jedzenia ich. Lecz mimo to ulubiony mój kwiat to — tuberoza. On mnie upaja, zupełnie jak haszysz. Kiedy zbyt długo czuję ten zapach, opanowują mnie jakieś niewyjaśnione, cudne halucynacje... Potem, rozumie się, następuje ból głowy...
— A pan, książę? Jaki kwiatek pan lubi najbardziej ze wszystkich? — spytała baronowa.
Książę, który najwięcej w świecie troszczył się o to, aby go uważano za dowcipnego i który każdy swój dowcip potwierdzał śmiechem, naraz ostro i krótko roześmiał się.
— Zupełnie nie lubię kwiatów. Najwięcej lubię same owoce.
— Animal, que vous êtes! — zawołała Betsy i