Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy tylko z temi, w których obronie nie ma kto stanąć?
Ałfierow speszył się, Ze wszystkich stron posypały się pytania:
— Co takiego się stało? O co idzie?... Kto kogo obraził?
— Jakie czułości, pomyślisz, — zjadliwie roześmiała się przez stół czarnowłosa aktorka: zupełnie jakby jej od tego ubyło.
Lidoczka skierowała na nią błyszczące oczy. Policzki jej momentalnie zbladły i tak samo momentalnie zapłonęły gorącym i nierównym rumieńcem.
— Mnie skutkiem tego nie ubędzie, m-me Dolskaja, — krzyknęła: a przybędzie tylko skandalicznego rozgłosu o naszych trupach wędrownych... Pani widzi: ten pan tak patrzy na aktorkę, że po pierwszem słowie proponuje jej pójście na utrzymanie. Jakiejże jeszcze potrzeba pani obrazy, jeżeli pani tego nie rozumie?
Nagle w garderobie powstał trudny do powtórzenia gwałt. Aktorki zaczęły krzyczeć wszystkie razem, mężczyźni zaczęli wymyślać sobie wzajemnie, przypominając jeden drugiemu stare porachunki pod postacią jakichciś jednokrotnych i benefisowych, wymawiali jeden drugiemu złodziejstwo i brak zdolności na scenie. Doktór ziemstwa pochylił się nad stołem i, przyłożywszy ręce do ust w kształcie tuby, krzyczał przejmującym głosem:
— Wzzy go, ugryź go!.. Wzzy, wzzy!.. — Anczarskij, który usnął na krześle, wstał i podszedł