Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/108

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    mier, nie w miarę swobodny i jedyny elegancki człowiek w całej trupie, nazywał się Jużynem. Widocznie, cierpiał na chroniczne zapalenie ambicji: fizjognomja jego ani na chwilę nie traciła wyrazu gotowości natychmiastowego obrażenia się.
    — Czy nie jest pan krewnym tego, znakomitego Jużyna? — spytałem, pragnąc powiedzieć ma coś przyjemnego.
    Jeune premier natychmiast się obraził, włożył ręce do kieszeni i wysunął prawą nogę naprzód.
    — To jest dlaczegóż to: znakomitego?... Że jest na scenie cesarskiej?... A przecież tam, jeżeli już chce pan wiedzieć, same tylko niedołęgi bez talentu się znajdują!
    — Lecz pozwoli pan, dlaczegóż tak surowo? — Spytałem jak można najłagodniej: Tam przecież są wszelkie warunki po temu, ażeby w zupełności wyuczyć sztukę. Przynajmniej tak mi się zdaje.
    Nie skończyłem, a Jużyn już się śmiać zaczął gorzkim śmiechem.
    — Panu się tak zdaje? — zawołał z obrażoną i ironiczną miną: Panu się tak zdaje! I tak będzie się zdawać, kto blizko sprawy nie stoi, a bierze się do wydawania sądów. Pan mówi: wyuczyć! A je panu powiem, że nauka zgubiła czystą sztukę. Czy: można grać na nerwach widzów, jeżeli każdy gest mój, każda poza wykuta? Znakomitość! Technika, i — ani za grosz uczucia.
    — Lecz jakżeż... bez opracowania?
    — A tak, — odciął jeune premier: bardzo pro-