Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ałarin czytał z trudem, gdyż litery zlewały mu się w niewyraźne smugi, a wiersze skakały przed oczyma. Nie zrozumiał ani słowa z tego urzędowego pisma i nie mógł wyobrazić sobie, jaki ma to związek z wypadkami wczorajszego dnia, lecz w głębi duszy usłyszał jakiś stanowczy, bezwzględny głos: — „Koniec!“ i list wypadł mu z ręki.
Goniec chciał się zapytać, czy może odejść, ale spostrzegłszy, że list wywarł dostateczne wrażenie, uważał, że będzie o wiele rozsądniej oddalić się zaraz.
Ałarin nie mógł stać; nogi mu drżały i uginały się. Z trudem dowlókł się do łóżka i rzucił się na nie. Czuł, że powinien zebrać chaotycznie rozpierzchłe myśli, rozpatrzyć dokładnie położenie i coś przedsięwziąć. Żadnej jednak rązsądnej myśli nie mógł z siebie wykrzesać, w głowie panował chaos, to, co przychodziło mu na myśl, było bez znaczenia i nie miało związku ze sprawą. Leżał twarzą zwrócony do ściany i wodził bezmyślnie palcem po wzorze tapety, a przed oczyma, jak to zwykle bywa po długotrwałej grze przesuwały się wizerunki różnych kart. Króle, z groźnie pomarszczonem czołem, damy, ze zdziwionemi twarzyczkami, podawały mu żółte kwiatki... Ałarin zapomniał nawet o swem strasznem położeniu, zdawało mu się w tem odrętwieniu, że stan takiej nieświadomości, pełen spokoju i półdrzemki trwać będzie zawsze.
Wkrótce wszakże zimno, panujące w pokoju, otrzeźwiło Ałarina i zaczął zwolna wracać do przytomno-