Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kim współczuciem dla samego siebie, że Zenie znów ścisnęło się serce.
— Teraz wie pani już wszystko o minie — zakończył Ałarin. — A o tem tylko pani jedna wie, bo jestem pewien, że nie wykorzysta pani tego na złe... Niech pani spojrzy, jaka cudna moc! — zawołał nagle, spojrzawszy w okno.
Nachylili się oboje ku oknu tak, że głowy ich zetknęły się.
Noc istotnie była piękna. Wiatr rozpędził chmury i księżyc wypłynął na ciemnobłękitne sklepienie. Było coś baśniowego w tym obrazie. Płaty wody deszczowej, otoczone krzewami, zalane potokami księżycowego światła, wydawały się bezdennym jeziorem. Wysmukłe brzozy drzemały cicho, jakby oczarowane cichą nocą. Całe to urojone, zwodnicze królestwo świateł i cieni ukazywało się na mgnienie oka i ginęło, ustępując miejsca nowym obrazom.
— Cudna noc... — prawie szeptem powtórzył Ałarin — jest w niej coś tajemniczego, prawda?
— Tajemniczego i — smutnego — odrzekła Zena, a Ałarin dosłyszał drżenie jej głosu.
— Dlaczego smutnego? — zaprzeczył. — W takie noce czuję w sobie jakiś szczególny przypływ odwagi. Ach, teraz wskoczyć na konia i pędzić gdzie — bądź po stepie, tak, żeby aż zapierało oddech.... Ale już świt niedługo i widać już światła naszego R. Niech się pani zbiera, panno Zeno, bo jesteśmy już prawie w domu.
Pociąg zbliżył się do stacji, gdzie łączyły się trzy