Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miczny z tą zwieszoną głową, kołyszącą się na wszystkie strony i szeroko rozwartemi ustami. Było coś idjotycznego w tej twarzy.
Ałarin ziewnął z irytacji i zamknął oczy. Zrazu ucho chwytało rytmiczny stuk kół pociągu, ale w mózgu budził się jakiś znajomy motyw, dostosowywał się do wybijanego przez koła taktu i przeobrażał w niejasne rymy. Potem przesunęły mu się przed oczyma twarze odprowadzających go przyjaciół, wreszcie myśli zaczęły się plątać i zdrzemnął się.
Obudził się z chwilą, gdy pociąg zatrzymał się na jakiejś stacji. Ze wszystkich kątów słychać było sapanie pasażerów, chmury dymu tytoniowego snuły się jak mgły po całym wagonie. Z drugiego końca dochodziły głosy — jeden młody, drugi stary — spierające się, jąkające, zachłystujące.
Ałarin spojrzał na sąsiadkę z przeciwka. Panienka bojaźliwie wcisnęła się w kącik kanapki i nawet przyciągnęła do siebie fałdy płaszczyka, odsuwając się od sąsiada, który, zdaje się dawno już nie spał i obecnie nie odrywał maślanych oczu od wystraszonej twarzy panienki. Prawdopodobnie zaszczycił ją rozmową, ale teraz milczał, widocznie z obawy, że w czasie postoju pociągu usłyszeliby ją inni pasażerowie.
Rzeczywiście zaledwie pociąg drgnął, nachylił się do panienki i z wymowną miną zagadał do niej:
— I czegoż się panna boisz? Ci ja to niedźwiedź, ci co? Nie ugryze!
Panienka nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze głębiej wtuliła się do swego kącika.