Siedm dni minęło od chwili, kiedy Salomon — poeta, mędrzec i król — wprowadził w podwoje swego pałacu biedną dziewczynę, którą spotkał o świcie w winnicy. Przez siedm dni napawał się król jej miłością i nie mógł się nasycić. I wielka radość opromieniała twarz jego, niby pozłota słoneczna...
Nadeszły jasne, ciepłe, noce księżycowe, rozkoszne noce miłości. Na łożu ze skór tygrysich leżała obnażona Sulamit, zaś król, siedząc na posadzce u jej stóp, napełniał swój drogocenny kubek złocistem winem z Mareotisu i pił zdrowie swej oblubienicy, weseląc się całym sercem i opowiadając jej mądre opowieści z zamierzchłych czasów.
Dłoń Sulamity spoczywała wtedy na jego głowie, gładząc jego falujące czarne włosy.
— Powiedz mi. królu mój — zagadnęła razu pewnego Sulamit — czy nie dziwi cię to, żem cię pokochała tak naraz? Przy-
Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/77
Wygląd
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IX.