Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ptactwo głośno świergoce wśród drzew. Pierś dziewczyny faluje prędko pod nietrwałem płótnem.
— Nie wierzę ci, dziewczyno! Przecieżeś tak piękna...
— Chyba, że drwisz ze mnie, spojrzyj, jak jestem czarna...
Unosi ku górze swe małe czarne ręce, a wtedy szerokie rękawy szatki lekko obsuwają się na dół, ku plecom, obnażając łokcie dziewicze, o cienkich, delikatnych konturach.
Odzywa się żałośnie dziewczyna:
— Bracia moi rozgniewali się na mnie i postawili mię tu, abym strzegła winnicy i oto spójrz, jak opaliło mię słońce!
— O nie! Słońce uczyniło cię jeszcze piękniejszą, najcudowniejszą z niewiast. Otoś się roześmiała i ujrzałem zęby twe niby białe jagniątka, które wyszły z kąpieli i na żadnem z nich niema plamy. Lica twe niby połowy granitu, osłonięte puklami włosów. Usta twe purpurowe i rozkosz jest patrzeć na nie. A twoje włosy! — Czy wiesz, do czego podobne są włosy twoje? Czyś widziała kiedy, jak z gór Galaadu schodzi wieczorem trzoda owiec? Pokrywa ona całą górę od szczytu aż do podnóża,