Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twarz. Ciężkie, gęste, ciemne rude włosy, w które wetknęła dwa kwiatki maku czerwonego, niezliczonymi zwojami pokrywają jej ramiona, spadając na plecy i lśniąc się, przeszyte słonecznymi promieniami niby purpura złota. Naszyjnik z jakichś czerwonych suchych jagód, niewinnie i delikatnie obwija po dwakroć jej ciemną, wysoką i cienką szyję.
— Nie spostrzegłam cię — odzywa się z czułością, a głos jej brzmi niby tony fletu. — Skądeś przyszedł?
— Takeś pięknie śpiewała, dziewczyno!
Ta zaś spuszcza oczy i ponsowieje, ale pod jej długiemi rzęsami i w kącikach ust drży uśmiech tajemny.
— Śpiewałaś o swym lubym. Jest on lekki jak sarna, jak młody jelonek górski. I piękny jest bardzo twój luby, wszak prawda, dziewczyno?
Ta śmieje się dźwięcznie i melodyjnie, jak gdyby srebrny grad spadał na złotą tacę.
— Nie mam kochanka. To tylko śpiewka taka. Nie znałam jeszcze kochanka.
Milczą przez chwilę, głęboko, bez uśmiechu, patrząc jedno na drugie.