— Co mamy czynić z ciałem tej kobiety? Dziś Sabbath.
I przypomniał sobie król, jak wiele lat temu zmarł jego ojciec. Ojciec leżał na piachu i już poczynał się rozkładać. Psy znęcone z oddali odorem włóczyły się dokoła niego z oczami świecącemi się od głodu i żarłoczności. I podobnie jak dziś, zapytał go arcykapłan, ojciec Azaryasza, starzec nad grobem:
— Oto leży ojciec twój, psy mogą rozszarpać jego ciało. Co mamy czynić? Czy uczcić pamięć króla i znieważyć Sabbath, czyli zachować Sabbath, a zostawić trupa twego ojca psom na pożarcie?
Wtedy odparł Salomon:
— Zostawić. Lepszy jest żywy pies, niźli lew zmarły. A kiedy teraz po tych słowach arcykapłana przypomniał to sobie, serce jego ścisnęło się od żalu i jęku.
I nie odparłszy nic arcykapłanowi poszedł dalej do sali sądowej.
Jako zawsze nad ranem tak i dziś dwóch jego nadwornych pisarzy: Elichofen i Achajasz leżało na podnóżu po obu stronach tronu, trzymając w pogotowiu zwoje papyrusu, trzcinę i atramenty. Przy wejściu króla, podnieśli się i skłonili aż do ziemi.
Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/118
Wygląd
Ta strona została przepisana.