i ona, nie wiedząc, że kolana jego pławią się w jej krwi i że ręce ma zbroczone krwią purpurową....
I patrząc na swego umiłowanego i uśmiechając się łagodnie, mówiła z trudem cudna Sulamit:
— Dzięki ci, królu mój, za wszystko... za miłość twoją... za twoje piękno i mądrość, do której pozwoliłeś mi przylgnąć ustami, niby do słodkiej krynicy. Pozwól mi ucałować twoje ręce, nie odejmuj ich od ust moich, dopóki nie wyzionę ostatniego tchnienia.
Nie było i nie będzie nigdy niewiasty szczęśliwszej odem nie. Dzięki ci, królu mój oblubieńcze mój... piękno moje. Wspomniej czasem o swojej niewolnicy, o swej spalonej słońcem Sulamicie...
I odparł jej król głosem powolnym, głębokim:
— Dopóki ludzie kochać się będą wzajem, dopóki piękno duszy i ciała będzie najpiękniejszą i najsłodszą marą ludzką, dotąd — klnę ci się Sulamito — imię twoje po wszystkie wieki wymawiane będzie ze czcią i zachwytem.
Nad ranem Sulamit zmarła.
Strona:A. Kuprin - Miłość Sulamity.djvu/115
Wygląd
Ta strona została przepisana.