Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział VIII.
Lizawica i... rzemienie!

O świcie Czultun obudził swego młodego przyjaciela.
— Chodźmy do wąwozu, gdzie biegnie potok! — rzekł do niego i zaczął wysypywać na ziemię sól ze skórzanego worka.
Poszli na wskazane miejsce. Henryk długo pluskał się w zimnej, orzeźwiającej wodzie strumyka górskiego. Mongoł, jak to zwykle Mongoł, nie czuł zbytniego pociągu do wody i mycia się. Umoczył tylko końce palców w strumyku, przetarł niemi oczy i był zupełnie przekonany, że zrobił najstaranniejszą toaletę. Natychmiast, po tej wcale niezłożonej czynności, zaczął napełniać wodą skórzany wór.
We dwóch przywlekli go do obozu.
Czultun napełnił wodą kilka głębokich dołków, znajdujących się wpobliżu ich kryjówki, a gdy woda wsiąkła, zaczął solą posypywać rozmiękłą i wilgotną ziemię.
Henryk z zaciekawieniem przyglądał się tajemniczym czynnościom przyjaciela, lecz Czultun oddał mu opróżniony worek i posłał po nowy zapas wody.
Trzy razy pędził chłopak do potoku i powra-