Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panów nie jest zbyt daleko. Dlaczegoż one przychodzą tu wymachiwać ozorami po ziemi? Może zamiatają pustynię?
Czultun pękał ze śmiechu, widząc zdumienie chłopca, nareszcie rzekł:
— Dżerenie, morały, sajgi i argale potrzebują soli i szukają jej... W tej części Mumingana spotykają miejsca ze słoną ziemią, więc przychodzą zdaleka. Z bardzo daleka.
— Dlaczego nie pozwoliłeś mi strzelić? — pytał Henryk. — Poto tu przyszliśmy, przecież?
— Gdybyś strzelił, nigdyby już nie przyszły tu — podnosząc ramiona, odparł Mongoł. — Musimy je przyzwyczaić do tego miejsca; wtedy nawet raz spłoszone powrócą, bo pożądanie soli silniejsze jest od lęku...
— Poco mamy je przyzwyczajać? — dopytywał Henryk.
— Poto, aby mieć dużo mocnych, długich rzemieni — odpowiedział Czultun. — No, a teraz posilmy się pieczonemi rybami, które włożyła nam do worków jasnowłosa Irena i — na spoczynek! O świcie czeka nas ciężka praca, „nuchur“.