Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szego wspólnego przyjaciela, doktora Mortimera. Nazywam się Stapleton, mieszkam w Merripit House.
— Poznałbym pana po siatce i blaszance, — odparłem; wiedziałem bowiem, że p. Stapleton jest przyrodnikiem. — Ale skąd pan mnie zna?
— Byłem właśnie u Mortimera, gdy pan przechodził przed domem i doktór wskazał mi pana przez okno swego gabinetu. Ponieważ szliśmy jedną drogą, przeto postanowiłem dogonić pana i przedstawić się sam. Spodziewam się, że sir Henryk nie jest nazbyt znużony podróżą?
— Nie, bynajmniej; ma się doskonale, dziękuję panu.
— Obawialiśmy się wszyscy, że po smutnej śmierci sir Karola, nowy baronet nie zechce zamieszkać tutaj. Coprawda, ciężkie to zadanie dla człowieka zamożnego zakopać się w takiej dzikiej miejscowości, ale nie potrzebuję panu chyba mówić, że obecność pana zamku jest rzeczą wielkiej wagi dla całej okolicy. Przypuszczam, że sir Henryk wolny jest od wszelkiej zabobonnej trwogi?
— Tak sądzę.
— Pan, oczywiście, zna legendę o piekielnym psie, który jest jakoby plagą rodziny?
— Opowiadano mi ją.
— Szczególna rzecz, jacy chłopi tutejsi są łatwowierni! Wielu z nich przysięgnie, że widziało na moczarach to fantastyczne zwierzę, — mówił z uśmiechem, ale zdawało mi się, że czytam w jego oczach, iż bierze tę sprawę zupełnie na serjo. — Dziwaczna legenda opanowała w znacznym