Przejdź do zawartości

Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łudnie i do późnego wieczora Holmes siedział, pogrążony w zadumie, tonąc w obłokach dymu.
Tuż przed obiadem otrzymał dwie depesze. Pierwsza brzmiała:
„Doniesiono mi w tej chwili, że Barrymore jest w zamku. — BASKERVILLE.“
A druga:
„Zwiedziłem, według polecenia, dwadzieścia trzy hotele; ze smutkiem donoszę, że nigdzie nie znalazłem pociętej stronicy Times’a. — CARTWRIGHT.“
— Ot i zerwały się w rękach naszych dwie nici, Watsonie. Najbardziej roznamiętnia mnie zawsze sprawa, w której wszystko zwraca się przeciw mnie. Musimy teraz szukać innego tropu.
— Pozostaje nam jeszcze dorożkarz, który wiózł szpiega.
— Tak. Telegrafowałem do głównego biura policji z zapytaniem o jego nazwisko i adres. Nie dziwiłbym się, gdyby to była właśnie odpowiedź — dodał, albowiem w tejże chwili rozległ się głos dzwonka.
Okazało się niebawem, że los zesłał nam więcej, niż odpowiedź; do pokoju wszedł dorożkarz we własnej osobie.
— Otrzymałem zawiadomienie z biura głównego, że jakiś obywatel, mieszkający w tym domu, dowiadywał się o numer 2704 — rzekł. — Od siedmiu lat powożę dorożką i dotąd nikt nie skarżył się na mnie. Przyszedłem tedy prosto z remizy, ażeby mi pan powiedział w oczy, co pan ma przeciw mnie.