Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! pan Wilson... Widzę, żeś nie zapomniał drobnej przysługi, jaką ci wyświadczyłem.
— Nie, panie, i nie zapomnę. Ocalił mi pan honor a może i życie.
— Przesadzasz, mój drogi. Przypominam sobie, panie Wilson, że miałeś między swymi chłopcami malca, nazwiskiem Cartwright, który w toku śledztwa złożył dowody niemałego sprytu.
— Tak, panie, jest jeszcze u nas.
— Możesz zadzwonić na niego, żeby tu przyszedł? Dziękuję! A teraz radbym, żebyś mi pan zmienił banknot pięciofuntowy.
Chłopiec czternastoletni, o twarzy inteligentnej i sprytnych oczach, przybył na odgłos dzwonka dyrektorskiego, stanął przed Holmesem i wpatrywał się z wielkim szacunkiem w głośnego agenta tajnej policji.
— Daj mi przewodnik hotelowy, — rzekł Holmes. — Dziękuję! Słuchaj, Cartwright, masz tutaj nazwy dwudziestu trzech hoteli, położonych w bezpośredniem sąsiedztwie Charing Cross. Widzisz?
— Widzę, panie.
— Zwiedzisz je wszystkie, kolejno.
— Dobrze, panie.
— Zaczniesz od tego, że odźwiernemu każdego z nich dasz szylinga. Masz tu dwadzieścia trzy szylingi.
— Dobrze, panie.
— Zażądasz od każdego z nich, żeby ci dał do przejrzenia kosz z papierami z dnia poprze-