Strona:Żywe kamienie.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziela w kościele ludzi służby bożej od rzesz pobożnych zaledwie.
Na desce pozłocistej, w przydymionych od kadzideł barwach, widniał Ukrzyżowany, wielką chudzizną udręczonego ciała nie owisły nawet w ramionach, lecz srogo stojący w męczeństwa swego gwoździach; a one ćwieki w dłoniach obu i stopach skutych wystawia przed oczy chrześcian, chmurnie wyzierając z pod cierniów korony.
Kyrie Elejson!..“
Powaliło go pod się ponure krzyża widziadło.
Głuchy to przyjęk organów pociągnął tak zaświstem burzy pod ołtarz sam. I w jeden akord dudni pohukiem u ścian wszystkich, — aż się strzęsła nawa troista. Na wyże wzięte, mnożą się tony: jak ten grom, gdy w jeden nieboskłon łomotami gruchoce, a po drugim wraz echem się toczy, - - i już gra po niebie całem groźną nawałnicą bezmiarów.
I wyrywa mu z piersi jęki skruchy ostatniej:
„Nie znaleziony będzie Graal Twój! — nie zdjęty będziesz z krzyża w sercach ludzi smutnych! — nie odnowione będą serca człecze! — nie starte będą smutki z oblicza ziemi!...“
Grzmiały mu tak w piersiach i te ostatnie basy, które, jakby w gniewu surowości, ściszyć się nie mogą u stropu; choć zmilkły organy, one gromią wciąż jeszcze, jakby tej głuszy kościelnej dudnieniem i mniszych pacierzy zmorą w tumie pustym.
Zakonników chór: świątyni dusza i pobożność, rzekniesz, sama, oddaliły się stąd precz. Chłód barw