Strona:Żywe kamienie.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Organowe basy, w podobieństwo czyscowych jęków, na ciężkich skrzydłach kolebać się każą mniszym pieniom.
Rzuci się po raz wtóry na chłodny głaz. I szamocze się z kamienną zbroją na piersiach, ją to stargać chce, by ujrzeć: czy zagoiły się w blizny tamte rany u boku, z któremi poniechał było przyjaciela? czy też przez nie to właśnie zmarł? — jego sumieniu na wyrzut potworny. A że szata kamienna na zawsze już pono pierś tę pokryła, więc w ślepej pasyi spłakał się tylko u żywego kamienia. Aż ból ten, że zbyt nagły, targnął go buntu szałem.
Podskoczy pod krucyfiks z kułakiem.
Aleć siła jakowaś w mig otworzyła mu ten kułak w dłoń całkiem wiotką; w kształt misy żebraczej ją składa i wyciąga pod one stopy gwoździem Męki przebite, pod strugę krwi, ściekającą jak wino — w on kielich a czarę pod blaskiem gloryi promienistej!...
I owoż ten kułak z przed chwili pada mu z całych sił na własne piersi — raz, drugi, trzeci!
„Dla kobiety wyrzekłem się w duchu onej czary: poniechałem szukania Graala... A przed się i tu jeszcze w kościele Twoim stroiłem się w chwałę rycerstwa Twego: pychą rwałem się za te trójprogi, kędy jeno ofiara z życia kornością wiedzie!... Przeze mnie i Parsifal nie znalazł cudotwórczej czary Twej — ostatni może z rycerzy Twoich!...“
A z tym szeptem pokuty rozpacznej podejmuje oczy wzwyż: na on znak ofiary z żywota, który od-