Strona:Żywe kamienie.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za żakowskich i waganckich lat, gdy nas wodził po świecie zwid rycerzy błędnych na księżycu! — zanim te mieszczan córy, a potem żonka i bachory, te baldachy i pierzyny ludzi osiadłych, nie nauczyły... respektowania respektowanych i pomiatania tem wszystkiem, co się w grze życia nie wygrywa kartą. — Daj Boże i w tym grodów smutku zarabiać Muzą na chleb i szacunek powszedni!
Wy zasię, Muzy Terpsychory panie dzisiejsze, nie pogniewajcie się za waszą przodownicę przed wiekami: za skoczkę pląsającą po rynku grodzkim. I, przez wzgląd bodaj na te brylanty dziś wasze, darujcie jej oną suknię z nędzy, tę jej rozpustę, nieopatrznie ladajaką, — w której i największe podonczas ladacznice zachowywały coś z dziecka, nimfy, i matki zarazem: owo niestępiałą wrażliwość kobiety! Onaż to czyniła nieraz i z takiej nawet — królowę cygaństwa, ślepą żórawicę ziemskiego piękna, na czele igrców sztuk wszystkich, po gościńcach swobody i beztroski!
A wy, żaki dzisiejsze, z paznokciami poobgryzanymi od pilnego czytywania ksiąg: — którzy wedle ducha przedewszystkiem szukacie, by najgórniejszym lotem zerwać się do życia... nunquam permanentes! Nie znajdę dla was w sercu lepszego życzenia nad ten żórawiany krzyk zapomnianego Arcypoety. Nie znajdę ponoć i bardziej płonego: osiądziecie rychło i wy — osiadłością wedle ciała i ducha.